Wstęp
Ostrzegam, ten wpis będzie długi :-). To 3 kolumny tej manufaktury, które mam okazję słuchać, a niestety nie było jeszcze czasu na recenzję Opium i Cannabis.
Flowy dotarły do mnie nowiutkie. Wstępne wygrzewanie trwało dobre 2 tygodnie, także sąsiedzi, którzy zdecydowali się na urlop w czerwcu mogli tylko żałować.
A tak poważnie – jak na nowe kolumny przystało buła na basie była dość mocna i potrzebowały sporo czasu, aby się ułożyć.
Nie ukrywam, że bardzo kibicuję projektom mojego imiennika Karola Golińskiego. To jedna z nielicznych firm w Polsce, która od kilku lat regularnie poszerza grupę swoich odbiorców, oferując coraz ciekawsze konstrukcje.
AudiPhase kilkukrotnie świetnie pokazali się na Audio Show, choć wg mnie nie do końca to miejsce dla tego typu produktów, gdzie większość stawia na szybki efekt i ciężko przebić się po takich odsłuchach z muzykalnością. Widać jednak, że zyskują coraz szerszą grupę odbiorców, a ich produkty rzadko pojawiają się na rynku wtórnym.
Dlaczego? Powód jest prozaiczny – w tym budżecie ciężko o jakąkolwiek konkurencję.
Co dla mnie też niezwykle istotne – to manufaktura, a dzięki temu pomijamy dystrybutora generalnego i za cenę 20 000PLN dostajemy finalnie produkt znacznie bardziej dopieszczony, doinwestowany niż w przypadku kolumn z dystrybutorem generalnym na kraj – w przypadku tych marek zarabia przecież sklep, dystrybutor generalny i producent… a płaci za to klient końcowy – czyli Ty, czy ja.
Ceny w audio są obecnie tak odjechane, że wg mnie to na ten moment najsensowniejszy sposób na ustrzelenie dobrego stosunku ceny do jakości, szczególnie jeśli boimy się używek.
Z drugiej strony to trochę jak kupno jajek od kurek śmigających po zielonej trawce na małym gospodarstwie vs. jajka “3” cholera wie skąd. Chętniej płaci się komuś, kto tą kurkę karmi, dogląda i pilnuje każdego dnia, a jajka smakują lepiej 🙂
AudioPhase Flow – brzmienie
Przede wszystkim nie są to kolumny dla zboczonego na punkcie detalu audiofila, który dzieli włos na czworo.
Nie chodzi tutaj o to, że nie ma w nich detalu. Jest i to dużo, ale nie atakują nim i nie angażują przesadnie.
Flow lubią grać głośno. Mają w sobie coś takiego, że aż chce się podać im energetyczny materiał. Słuchałem tych kolumn czasami po 5-6h dziennie ciągiem, czasami bardzo głośno – czego raczej nie mam w zwyczaju i nie miałem kwadratowej głowy.
Jak przyjdą do Was znajomi na imprezę to bez problemu ją nagłośnicie nawet bardzo głośno. Z 18W Audionem na numerze Limit to your love wytrzepują woskowinę z uszu, a jeszcze można dać sporo głośniej…
Jeśli chcecie wychillować wieczorem przy winku czy whisky to nie macie wrażenia, że gra radyjko za 100zł – czuć ten dźwięk, jego klasę i barwę. Puścicie ECM – pokażą fajną przestrzeń i separację i ładną barwę dzięki papierowemu przetwornikowi średniotonowemu.
Flow stawiają na płynność, muzykalność, energię. Bez problemu wypełniają całe pomieszczenie soczystym dźwiękiem. Jeżeli szukacie kolumn stricte pod akustykę, Jazz – dużo lepszym wyborem będą choćby Cannabisy.
Natomiast w Jazzie i akustyce i tak odnajdą się znacznie lepiej niż np. nowe Focale, Audiovectory, czy Audiosolutions.
Gwiazdą tej kolumny jest BAS. Nie jestem wybitnym basolubem, ale ten zrobił na mnie znakomite wrażenie. Słychać go, czuć nadaje energię i puls muzyce. W moim pomieszczeniu musiałem pokombinować bo początkowo było go za dużo.
Dół potrafi kapitalnie kopnąć, ale jest jakby 20 lat młodszy od tego znanego mi np. ze Spendorów S100. Jest też szybszy niż w Opium.
Czasami Flowy sprawiają wrażenie jakby grały nieco od niechcenia, w takim sensie, że są zrelaksowane. Nie prężą muskułów kiedy nie ma takiej konieczności, nie atakują hiperdetalem, nie sprawiają, że scena jest 2x większa niż pokój… one po prostu wypełniają pomieszczenie muzyką.
…płyną razem z repertuarem.
Z kolumn, które miałem, chyba tylko B&W DM6 i Snelle E3 miały w sobie tyle muzyki i luzu w graniu. Z tym zastrzeżeniem, że bas z Pingwinów był bez porównania gorszy od tego, który dostajemy z Flow. Snell ma ciekawszą średnicę, podobną uniwersalność co do muzyki… Ale też bas jest znacznie gorszy – luźniejszy, wolniejszy i nie zbliża się nawet skalą do tego co Flow. No i ma też jakieś 30 lat na karku 🙂
Góra jest z tych mniej agresywnych – mogłem spokojnie zakładać jaśniejsze lampy i nic nie przeszkadzało. Mogłem wyrzucić łagodzące nieco to pasmo kable, które świetnie pasowały np. do Spectrali i pójść w totalny neutral, a nawet srebro.
Średnica jest bardzo dobra, szeroka frontowa ścianka, a więc dźwięk dobrze osadzony, natychmiast znikają, ale nie w stylu Audio Physic, czy JM Lab Mini Utopii – tutaj jest od razu gęsto, holografia jest dobra, też słychać, że nie ona gra tutaj kluczową rolę.
Wokale są bardzo dobre – ani nie są przesadnie podgrzane, ani rozjaśnione. Nie grają na kolanach niczym klasyczny vintage, ale nie ma też sztucznego dystansu między artystą, a wykonawcą.
Akustyka gra bardzo dobrze, ale znowu to nie jest ten poziom konturu co np. Cabasse Sampan, Tannoy LGM, AudioPhase Cannabis, czy Klipsch Forte.
To inny biegun. Bliżej Spendor S100, ale tam znowu więcej było dystansu, skupienia na średnicy i nieco zwolnionego basu, który był naprawdę ciężki do ogarnięcia.
Dla kogo więc są adresowane Flow
Flow określiłbym kolumnami z przełomu dwóch światów: audiofilsko-melomańskimi. Z jednej strony są bardzo plastyczne i świetnie oddają charakter źródła, kabli, wzmacniacza… Ale z drugiej ciężko je tak naprawdę zmusić, żeby nie chciało się ich słuchać, co jest nagminne w przypadku kolumn filskich – szczególnie tych, które dziś królują na rynku.
Na AudioPhase Flow przeleciałem właściwie każdy repertuar jaki wpadł mi do głowy. Techno, Jazz, Trance, House, Poezja śpiewana, Rock, Blues.
Był ISOS4 od Tiesto, Monteverdi, Brahem, Vito Bambino, Harbeck, Morgan James, VooVoo, Skalpel, Dyjak, Fink, Dire Straits, Einaudi, trochę ECM, trochę ACT… i w sumie wszystko zagrało bardzo dobrze. Każdego gatunku można było słuchać z dużą przyjemnością.
Jak zawsze są pewne kompromisy.
Ale kompromisem nie jest muzyka, a nawet siedzący tyle w tych gratach audiofil jak ja znalazł w nich coś nowego.
Dla kogo są AudioPhase Flow?
Wg mnie targetem dla tych kolumn są następujące grupy:
- audiofil, który ma dość analitycznego grania i chciałby w końcu posłuchać całej płytoteki i skupić się na muzyce
- właściciele wzmacniaczy o niewielkiej mocy np. 300B, 2a3, którzy grają w małych pomieszczeniach – 18-20mkw
- właściciele dużych salonów, bo te głośniki bez problemu wypełnią takie pomieszczenia dużym dźwiękiem i energią – powyżej 30mkw pewnie sprawdzi się wówczas więcej niż 10W.
- melomani, którzy nie chcą bawić się w przerzucanie klocków, a preferują słuchanie muzyki
- melomani, którzy lubią dać do pieca – te kolumny potrafią naprawdę nieźle przypieprzyć na dole, ale w fajny, kulturalny sposób
- ale też melomani, którzy lubią posłuchać muzyki cicho wieczorem
- fani głośnego, mocnego grania – wówczas jednak warto pójść w dynamiczniejszy wzmacniacz – szczególnie w większym pomieszczeniu.
Flow – Moja Opinia
Flow są moim zdaniem cholernie ciekawym produktem. I tu nie chodzi już o to że stosunek ceny do jakości jest w nich wybitnie dobry. Po posłuchaniu ich powiedziałem Karolowi wprost – uważam, że są za tanie i mogą zostać w ogóle nie uwzględnione przez kogoś z grubszym portfelem, który muzykalności pójdzie szukać np. w Harbeth 40, do których trzeba dołożyć bardzo drogi tranzystor.
Flow pozwalają stworzyć naprawdę tani (jak na dzisiejsze czasy) system, bo właściwie każda lampa z budżetu 5-20k zrobi z nimi z miejsca granie na bardzo wysokim poziomie. Ba, mam wrażenie że można je spiąć z dowolnym wzmacniaczem z lat 90 za 2000zł z rynku wtórnego i będzie znakomicie… tylko inaczej…
Przede wszystkim w tym budżecie nie ma właściwie nowych głośników do lampy, która da taką skalę grania, uniwersalność i muzykalność jednocześnie.
Audio Note E/D? Podstawowy model to przy tym zabawka. Jedynie fani die hard średnicy poświęcający skraje pasma wybiorą inaczej. Living Voice? Są kapitalne, ale potrzebują wokół siebie dużo miejsca, są bardzo słabe grając cicho, a i skala brzmienia kompletnie nie ta. Klipsch Forte?
Kompletnie drugi biegun – kontur, otwartość, szybkość, ale kosztem miękkości, barwy i nieco natarczywa prezentacja.
AudioPhase Flow – dla kogo nie:
- dla audiofila dzielącego włos na 4 – bo bez problemu znajdzie się kolumny “lepsze” w którymś aspekcie, a tutaj dostajemy totalną uniwersalność
- dla posiadacza ciepłego, gęstego systemu (chyba, ze w dużym pomieszczeniu) – tych kolumn nie trzeba mulić, żeby nie męczyły
- dla fana mocno holograficznej prezentacji z wąskich kolumn w stylu nowy Focal
- dla fana konturowego / estradowego grania
AudioPhase Flow – jaki system:
- elektronika mam wrażenie dowolna, byle nie mocno gruba. Nie trzeba wydawać majątku, bo nie trzeba dużo mocy, świetne pod cienko-kreskową triodę single eneded
- okablowanie neutralne
- źródło neutralne lub nawet jaśniejsze, bardziej detaliczne
Flow nie lubią zmulających elementów – natychmiast je obnażają i brzmienie się skleja, albo traci szybkość. Neutralny tor, a nawet nieco analityczny powinien być OK.
Jedna uwaga – w małych pomieszczeniach ostrożnie ze wzmakami mocnymi i podbijającymi bas. To nie są małe kolumny, których niedostatki trzeba rekompensować pompowaniem w nie 200W, żeby poczuć muzykę w pomieszczeniu.
Podsumowanie
Co jest dla mnie osobiście najbardziej fantastyczne we Flow? Kapitalnie grają po cichu. Większość kolumn, które ceniłem za ten aspekt grały np mocno średnicą do przodu jak Tannoy LGM i były męczące na dłuższą metę głośno.
Flow granie po cichu ma kapitalne za sprawą świetnego podparcia dźwięku dużym 10 calowym przetwornikiem. To chyba pierwsze kolumny ‘audiofilskie’, na której House/Trance i inne elektroniczne klimaty brzmią poważnie, klubowo, wyraziście. Oczywiście znajdziecie szybszy i zwinniejszy bas z małego przetwornika, ale wówczas nie ma on szansy zagrać taką masą i skalą.
No i zazwyczaj dobre granie po cichu wynikało z pewnej kontrastowości grania i głośno było już ostrawo i chaotycznie. Flow grając głośno mogą nagłaśniać imprezy w 50 metrowych pomieszczeniach.
Nie ma się co czarować – bas tutaj gra główną rolę, ale ten bas jest jakościowy, wprawia w odpowiednie dla danego repertuaru wibracje całe pomieszczenie. Muzyka więc żyje, czujemy ją całym ciałem, a jednocześnie nadal scena podawana jest w relatywnie jak na skalę grania “grzeczny” poukładany sposób. Nie ma mowy o chaosie nawet przy głośniejszym graniu. Nie jest to oczywiście Hi-endowe poukładanie turboliniowych systemów dla zboczeńców ds parametrów technicznych.
To są po prostu kolumny, którymi możemy cieszyć się wyłapując smaczki z dobrze zrealizowanych płyt… i melomańsko. Podać im elekronikę, rap, jazz, akustykę, wokale… i wszystko gra naprawdę na bardzo wysokim poziomie.
Repertuar akustyczno/jazzowy bym na pewno wyśrubował bardziej na czymś z UK jak Spendor, Tannoy, czy Cannabis. Ale cholera, tutaj wszystko po prostu GRA.
A wybór elektroniki mamy właściwie nieograniczony.
Te kolumny powinny być przełomowymi dla marki… i chyba już zaczynają być, bo sprzedają się najlepiej spośród wszystkich dotychczasowych modeli, mimo że są na rynku bardzo krótko.
Są tanie. 20 000PLN za kolumny manufaktury. Tak – dobrze czytacie – są tanie. Można na nich zrobić system pod swoją muzykę, charakter wyprowadzić wzmakiem i źródłem i jeśli zajdzie potrzeba upgrejdować w kierunku audiofilskim.
Nie wierzycie ? Weźcie na odsłuch Flow, dowolne paczki ze sklepu z budżetu 20-40k za parę, posłuchajcie muzyki i… no sami powiedzcie…
Jeśli nie chcecie przerzucać klocków i bawić się w audiofilie, chcecie kupić COŚ NOWEGO – raz i dobrze i mieć coś uniwersalnego… Ciężko wymyślić mi dziś coś innego.
Inne wersje kolorystyczne, dystrybutorów, parametry techniczne znajdziecie oczywiście na stronie producenta