Można powiedzieć, że Tannoy to trochę mój konik. Choć nie chce się przesadnie mądrzyć, bo wiem, że są ludzie, którzy mieli więcej modeli.
Jednak na Tannoy LGM zjadłem zęby (z 5 lat i kilkanaście/dziesiąt wzmaków), miałem też SGM10, Tannoy SRM 12x własnoręcznie poddałem renowacji forniru.
Miałem w domu także Eatona, a że wielu moich kolegów gra na różnych Tannoyach – trochę się tego nasłuchałem w różnych pomieszczeniach i z różną elektroniką
Monitor Gold, Devon i Cheviot hardedge u Sławka, DIY w wielkich skrzyniach, SRM15x… a no i mam wśród znajomych na Whatsappie Tannoy Kraków (niech rzuci kamieniem pierwszy ten, kto nie ma w swoim telefonie tak nazwanego audio-kontaktu 🙂 )
Tannoy Kraków jest zapętlony i na frazę “Tannoy” wypluwa z siebie losowe ciekawostki bo przeczytał na ten temat wszystkie fora, a i sam kilka modeli w swoim domu miał.
Tannoy Glenair 10 – najgorszy z Tannoy?
Taki komentarz rzucił wspomniany kolega z Tannoy Kraków. Komentarz o tyle zabawny, że Glenaira słyszał tylko na zdjęciach w internetach. 🙂
Kraken ma korbę na punkcie głębokiego Vintage, tranzystorów germnowych, amplitunerów Scott, starych kabli itd. Właściwie wg niego im starsze tym lepsze.
Jest generalnie dyżurnym irytatorem na moim Whatsappie, którego czasami wyciszam.
Natomiast z drugiej strony gość jest skarbnicą wiedzy, sporym praktykiem jeśli chodzi o vintage i robi coś co Tannoy – wzbudza emocje. Podobnie jak każdy z nas – audiofili/melomanów ma swoje teorie, które sprawdził wzdłuż i wszerz.
Połączyła nas trudna miłość do Tannoy LGM i tak sobie od czasu do czasu gadamy.
No więc jak to jest z tym Glenairem?
Glenairy są kolumnami z serii Prestige, TO NIE jest byle jaki entry level głośnik. Spokojnie można postawić go obok Harberh 30.1, Spendorów, klasowo nie będzie też odstawał od ATC SCM40. Właściwie sądzę, przez wzgląd na wzrost cen dzisiaj – ma cechy, które pozwolą mu konkurować bez problemu z głośnikami za 20 000-30 000zł. Zagra po prostu nieco inaczej i doda swój niezwykły look.
Glenaira 10 testowałem z naprawdę bardzo dobrymi lampami (właściwie wybranymi z kilkudziesięciu modeli, które przeszły przez moje łapki, a czekają na opianie) – monobloki Audion Silver Night 300B, Cary CAD300B w PP, Audio Note P1SE + pre M2, czy Sun Audio SV-2a3 – zagrały świetnie nawet z 3.5W! a także monobloki tranzystorowe Tangent Power Ampser II + pre lampowe.
Glenair odbieram jako próbę Tannoy wyjścia do ludzi – przynajmniej brzmieniowo. Kolumna zachowuje klasyczny look i właściwie już samą bryłą mocno definiuje swoją grupę odbiorców.
Glenair, a vintage Tannoy
Jeśli chodzi o brzmienie to przede wszystkim wybacza nagraniom DUŻO więcej od LGMów. Duża buda daje naprawdę bardzo dobry jakościowo, krótki bas. Taki, z którym polubi się większość wzmacniaczy lampowych.
Glenair a Tannoye z serii HPD na Alnico
… a szczególnie Cheviot i Arden, Berkeley – mają dużo gorszy, luźniejszy bas, który w wielu systemach jest trudny do opanowania. Eaton to mały monitorek i to też czuć. W HPD środek jest barwniejszy, a brzmienie miej konturowe, bardziej słodkie. To kolumny właściwie idealne do starego Jazzu, czy Bluesa, Pink Floyd – muzyki z tamtych lat, im dalej muzyką pójdziemy we współczesność tym bardziej będzie pod górkę.
Glenair, a Tannoy na Ferrycie (SGM/LGM/SRM/LRM)
Ferryt (sztywne zawieszenie, złote odkryte ramy), to granie bardzo studyjne i właściwie przeznaczone wyłącznie do dobrych realizacji. Muszą być dobarwione – źródło na TDA, jakis nieco ciemniejszy wzmacniacz. Jeśli jakiś numer nagrany jest za chudo, albo za jasno, czy z małą ilością basu – żadną elektroniką tego nie wyciągniemy i będzie nie do słuchania. Są bardziej suche barwowo, ale też szybsze i znacznie precyzyjniejsze od serii HPD
Tannoy Glenair 10
to już kolumna do słuchania muzyki, a nie realizacji płyt. Jest znacznie szybsza niż Tannoye sprzed 90r. Na najlepszych realizacjach nie ma “tego czegoś” co miały starsze kolumny tej marki, ale można słuchać na nich nie tylko tych najlepszych realizacji i starej muzyki.
Stare Tannoye bez szału wypadają na współczesnej muzyce – Glenair całkiem fajnie radzi sobie z nowym repertuarem, ale też potrafi oddać czar starych nagrań.
Wspólne z serią Ferrytową mają na pewno rodzaj basu – jest dobrej jakości, szybki i mimo dużego gabarytu spokojnie można wstawić je nawet do 15mkw, niemniej od LGM jest znacznie barwniejszy i można wycisnąć z niego więcej faktur.
Glenairy mają też “Tannoyowy” sposób grania – otwartą średnicę, namacalność, grają pełnym pasmem od początku potencjometru.
Podsumowanie
Glenair 10 to bardzo dobra kolumna. Naprawdę kompletna i posiadająca dużo unikalnych cech, które wiem, że są pożądane przez wielu melomanów.
Zawsze mam problem z pisaniem tylko “bardzo dobra” bo potem ktoś czyta inne recenzje, pianie naganiaczy z branży, czy opis kolumny gdzie każde pasmo jest idealne i wydaje mu się, że “bardzo dobra” to za mało.
Dla wielu Glenair może być wybitną kolumną i ostateczną, dla wielu tylko przystankiem na drodze. Do tego do czego powstała i o czym pisałem jest naprawdę znakomita i unikatowa.
Stare Tannoy są hołubione przede wszystkim przez mocno osadzonych w przeszłości audiofili, którzy nieustannie katują wyłącznie nagrania z lat 50-60-70 i 80. Glenair odda ich klimat, ale w nieco bardziej współczesnym sznycie.
Glenair to:
- otwartość
- bardzo dobry bas o niewielkiej objętości (trudno go zepsuć)
- świetnie brzmienie na niskim poziomie głośności
- ładna, szeroka scena
- spójność i naturalność
- brak podbarwień na średnicy, czystość tego pasma.
Każdy szanujący się fan jazzu/akustyki/wokali jakiegoś Tannoya na Dual-Concentricu w życiu choć raz mieć powinien.
Ci, którzy znają vintage znajdą w nim na pewno coś znajomego co polubią. Ci co Tannoy jeszcze nie mieli będą wiedzieć, czy jest to marka dla nich.
Dla melomana może być to spokojnie kolumna docelowa, szczególnie jeśli dobrze zestawimy ją z elektroniką – nie potrzebują szczegółowości, ani dużo prądu. Jedynie nieco cieplejszego wzmacniacza – jak Jadis, Audio Note, albo neutralnego w stylu Haiku. Powinny zagrać też nieźle z Electrocompanientem, a no i oczywiście z Pass Labs. Absolutnie nie łączyłbym ich z surowo / analitycznie grającą elektroniką – nic nie zyskamy, a zabijemy ich charakter.
Wartość Glenaira poza wymienionymi wyżej zaletami to także niezwykły klasyczny desingn. Z Tannoy w salonie (o ile taki look lubicie) jest podobnie jak z Sonus Faber. Co nie dogra to dowygląda.
Plusem Tannoy jest to, że to kolumny, które zawsze znajdowały swoje grono odbiorców na rynku wtórnym. Zna je cały świat od USA poprzez Japonię. Nie będziemy mieli nigdy problemu z odsprzedażą ich – co nie znaczy, że sprzedamy je w tydzień po wystawieniu 🙂
Fajna recenzja trafnie określająca zalety tych kolumn .
Ponieważ miałem przez dwa lata Turnberry SE, a to chyba ten sam przetwornik w innej obudowie więc zapewne granie dosyć podobne, to obawiałem się że recenzja będzie głównie o rozczarowaniu osłabieniem tego co najbardziej charakterystyczne w niektórych innych Tannoyach ( jak chciażby vintage SRM, LGM czy HPD ) , czyli fajnej “dosadności” średnicy i góry , wrażenia że głośniki rwą się do grania jak na żywo, autrentyczności dęciaków itp . W Turnberry , a więc jak sądzę również w Glenair, jest z tym słabiej, tańszy tweeter z Waveguide nie gra tego aż tak jak Pepperpot z vintydżowych serii lub z droższych kolumn Tannoya współczesnych ( czyli Kensington i większe ). Grają jakby normalniej ,mają mniej Tannoya w Tannoyu , jednak i tak więcej niż te wszystkie Tannoy DC-10xxx . Można je wstawić do 15m2 i zagrają , bas ze sztywnego zawieszenia jest fajny i bezproblemowy, a wokale i dęciaki przeważnie lepsze niż u konkurencji w zbliżonej cenie. Pewnie że można dużo lepiej chociażby wydając kilka razy tyle na wyższe modele Tannoya, ale w relacji do ceny to IMO bardzo dobre głośniki.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Wiele modeli kolumn, czy wzmacniaczy, które lat temu kosztowały 15K dziś kosztują 30K – tzn jest to inny model, ale często zubożały, a nie poprawiony. Dlatego też uważam, że taki Glenair jest bardzo mocną pozycją, jeżeli komuś zależy na cechach, które oferuje.
No i Tannoy Look. Jak można go nie lubić ? : )