Vintage: Kolumny B&W DM6 – Penguin

B&W DM6 – potocznie “Penguin” to jedne z tych sprzętów, które pokochałem od pierwszego wejrzenia. Te kolumny to dla mnie kwintesencja vintage – zarówno wizualnie i dźwiękowo. Niezwykłe, niepowtarzalne. Zankomite.

B&W DM-6 Penguin: Wstęp

Kiedy rozpoczynałem swoją przygodę z audio jedymi z pierwszych kolumn, które wpadły mi w oko były B&W CM8 w kolorze białym. Do zakupu ostatecznie nie doszło, ponieważ wybrałem Audio Academy Rhea, ale jest to o tyle zabawne, że w kolejnych latach robiłem już niemal wszystko, aby nie kupić ‘słupków’ – wąskiej kolumny z przetwornikami o małej średnicy.

Sporo sprzętu przewaliło się przez mój dom zanim po raz kolejny spojrzałem w stronę marki B&W – głównie za sprawą dość rozczarowującego odsłuchu kolumn tej marki z elektroniką Marka Levinsona. Był to jeśli się nie mylę model 804D.

“Pingwiny” to jednak inna bajka – grają kompletnie inaczej niż nowe modele, a ich wygląd… powiedzieć kontrowersyjny to chyba mało.

Dla mnie są tak brzydkie, że aż ładne. Charakterne, inne, interesujące, ciekawe. Wg mnie nadają salonowi więcej charakteru niż wszystkie meble, ozdoby i zasłony razem wzięte. Hate or love it – ja takie coś bardzo sobie cenię 🙂

W budowie B&W DM-6 zgadza się bowiem bardzo dużo z moją obecną filozofią postrzegania potencjalnie udanych kolumn. Pianki przy tweeterach, szeroka ścianka, obudowa zamknięta, duży przetwornik basowy, a do tego jeszcze rozpraszacz wokół głośnika średnio-tonowego. Ach no i basowiec nieco wysunięty do przodu. Jak na jeden model kolumn naprawdę wiele “patentów”, które bardzo w głośnikach lubię. Kevlarowy średniak to można by powiedzieć swego rodzaju wisienka na torcie.

B&W DM-6 Penguin: Brzmienie

Przejdżmy zatem do tego co najbardziej interesujące: Jak to gra?

Znając kevlarowe/polikevlarowe średniaki i posiłkując się opinią jednego ze znajomych, który ten model kiedyś posiadał – wiedziałem, że można spodziewać się bardzo dobrej średnicy. Więcej mi nie trzeba było.

Środek rzeczywiście jest bardzo dobry – dość naturalny, żywy, wciągający, ale też czarujący i relaksujący. Ma nieco pazura, ale też sporo czaru. Myślę że duża w tym zasługa wytłumionej gąbką kopułki wysokotonowej. Dziś nazwalibyśmy ją ‘niskich lotów’. Daleko jej detalicznością do beryla, czy revelatora, ale gra za to miękko i przyjaźnie. Co ważne potrafi pokazać, ale też nie próbuje grać pierwszych skrzypiec.

Góra uważam jest bardzo poprawna, a raczej powinienem powiedzieć – wystarczająco dobra aby mi nie przeszkadzać.

No i na koniec bas. Tutaj mam nieco mieszane uczucia. Pierwszą cechą po wpisaniu tego modelu w google jest wymieniany właśnie bułowaty bas. Nie czarujmy się – można dużo lepiej. Choćby KEF Reference 105.2 stojące obok są tutaj znakomitym przykładem, ale znowu KEF gra w tym paśmie wybitnie dobrze.

Bas z pingwinów ma dużo cech, które ja osobiście lubię – jest odpowiednio mocny, ale nie wzbudza się. Daje dobrą podstawę i rytm muzyce. Z drugiej strony na nieco bardziej złożonych nagraniach po prostu się gubi i zlewa.

Zwracam jednak uwagę, że mowa tutaj o połączeniu z 18W lampą Audiona… No i znowu wracamy do kolejnego mitu – takie kolumny potrzebują mocnego wzmacniacza.

To prawda i nieprawda. Audion ze zdecydowaną większością mojego repertuaru radzi sobie lepiej niż dobrze. Na wokalach i muzyce akustycznej rzadko kiedy możemy się do czegoś przyczepić. W elektronice jest vintage’owo jeśli chodzi o styl grania, ale ciągle bardzo przyjemnie.

100W Jolida JD1000A, która prądu ma juz bardzo dużo prowadzi je niby lepiej, ale też za sprawą dużej mocy powiększa objętościowo bas i mimo, że teoretycznie powinno to brzmieć lepiej… to efekt jest bardzo zbliżony.

B&W DM-6 Penguin – Zestawienia

B&W DM-6 Penguin – Podsumowanie

Pingwiny to jedne z najciekawszych kolumn, które były w moim posiadaniu.

Brzmią nieco vintage’owo – ich najmocniejszą stroną jest zdecydowanie niezwykle wciągająca średnica. Wspaniałe wokale, bardzo przyjemna, ciepła, analogowa barwa. Są przyjemne przy cichym odsłuchu, ale potrafią też rozbujać przy nieco ostrzejszym repertuarze i głośniejszych odsłuchach.

Ich wygląd jest mocno kontrowersyjny, natomiast wg mnie w odpowiednim pomieszczeniu mogą stanowić kapitalny, ekstrawagancki kontrapunkt w wystroju

Coraz mniej spotyka się zadbanych egzemplarzy – wiele jest wykastrowanych z rozpraszaczy, gąbek, mają różnego rodzaju modyfikacje – jak choćby inne podstawy.

Jeśli trafi wam się okazja – warto sobie taką parkę nabyć i posłuchać… albo nawet posłuchać i schować na strychu i od czasu do czasu do nich wracać. Jeśli się nie mylę to rocznik 78. Będzie tego tylko mniej i tylko zyskają na wartości – dziś takich głośników się już nie robi, nie projektuje. Dziś dominuje prostota, lakier na wysoki połysk i 5-6 calowe małe głośniczki, które nie są w stanie oddać skali brzmienia tak jak Pingwiny.

Chyba tylko Tannoy LGM i KEF Carlton II sprawiły mi tyle frajdy z posiadania jeśli mowa o głośnikach – wygląd + brzmienie i klimat jaki wprowadzają do mieszkania jest niepodrabialny. Z gramofonów to ta liga satysfakcji posiadania co Micro Seiki DD-40

Total
0
Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zapisz się do newslettera
otrzymuj powiadomienia o nowych wpisach