Tannoy LGM – czyli jak zostałem audiofilem

Wyjątkowo piękne monitory, które zagościły w moim domu na wiele lat. Słuchałem ich z kilkunastoma wzmacniaczami. Kochałem i nienawidziłem. Dzisiaj doceniam i nieco tęsknię.

Te kolumny całkowicie wywróciły moje postrzeganie muzyki, bardzo długo stanowiły referencje i ilekroć nie konfrontowałem ich brzmienia z innymi, często wielokrotnie droższymi kolumnami – zawsze wychodziły obronną ręką. Niemniej… nie zawsze było kolorowo. A właściwie to rzadko kiedy byłem z nich do końca zadowolony, ponieważ kupując je – nie miałem właściwie pojęcia co kupuję.

Tannoy LGM – Historia

LGM’y napotkałem przypadkiem – chcąc kupić Leemę Tucana 2 – sprzedawca wspomniał, że ma też fajne kolumny w idealnym stanie. Wyjął, obejrzałem i bardzo mi się spodobały wizualnie. Brzmienie było też bardzo dobre (napędzały je monobloki Manley na 300B). Kupiłem ostatecznie Leemę, a o kolumnach wspomniałem koledze, który grał wówczas na Tannoy Cheviot. Ten pojechał i tak mu się spodobały, że kupił

Po odsłuchach w swoim pomieszczeniu stwierdził jednak, że do jego pomieszczenia bardziej pasują Chevioty (salon z kuchnią to blisko 50mkw), a ja po sprzedaży Rhea szukałem czegoś nowego. No i tak wylądowały u mnie.

Okazało się, że kupiłem kolumny z absolutnie referencyjną średnicą, potwornie trudne do odpowiedniego zestawienia i w dodatku bardzo nieuniwersalne.

W skrócie mówiąc wpakowałem się w bagno, z którego wówczas nie miałem pojęcia jak się wygrzebać – z jednej strony bardzo mi się podobały wizualnie, wspaniale grały po cichu (12 cali robi tutaj robotę!), miały skalę, dynamikę, kapitalny kontur w graniu i znakomity – szybki bas.


Z drugiej strony brzmienie było jasne, natarczywe, z niewielką ilością basu. Z większością wzmacniaczy, z którymi je testowałem brzmiały po prostu nieznośnie. Szczególnie z Leemą Tucana 2, którą kupiłem chwilę wcześniej -ta dość mocno otwartą górną średnicą i dość energetycznym brzmieniem powielała ich charakterystykę i nie maskowała wad.

Byłem na siebie wściekły, bo rozmontowałem znakomicie grający set rodem z polskich manufaktur Haiku SOL II + Audio Academy Rhea – i nie dość, że nie było lepiej, to było grubymi okresami nie do słuchania.

Testowałem wiec różne materiały, różne wzmacniacze, jeździłem z moimi LGM po Polsce celem odsłuchu – z jednej strony mając świadomość ich wybitności – z drugiej ich wad.

I tak leciały lata, a ja w tym czasie przerzuciłem kilkadziesiąt wzmaków, różne kabelki, źródła… I dzięki temu wszystkiego zrozumiałem o co chodzi w tej zabawie.

Tannoy LGM: Brzmienie

Charakteru LGM nigdy nie udało się zmienić, ale trafiłem na kilka setów, w których grały po prostu spektakularnie.

Tannoy Little Gold Monitor – to jak sama nazwa wskazuje monitory studyjne. Służyły do realizacji płyt, a nie koniecznie słuchania kiepsko zmasterowanych nagrań pod radio samochodowe.

LGM grają otwartym, konturowym, dość szybkim dźwiękiem. Kapitalnie sprawdzają się jako monitory bliskiego pola. Fantastycznie odtwarzają wokale i instrumenty akustyczne. Nie mają nisko schodzacego basu, ale jego jakość jest nawdę bardzo dobra – choć na pewno można znaleźć bardziej wielobarwne kolumny w tym zakresie. Góra jak na tego typu przetwornik jest bardzo dobra.

Creme de la creme to jednak średnica – namacalna, realistyczna, barwna – choć po jasnej stronie to również świetna na wokalu męskim. Fantastyczna we wszelkiego rodzaju akustyce.

Podłączone z chińskim lampowym pre Xiang Sheng i vintage końcówką Luxman 5m21 potrafiły zatrząść pomieszczeniem. W parze z Francuzami Jadisem DA30, czy Verdierem 220 udało się z mich wycisnąć świetny balans tonalny, a do tego pełną, barwną i niebywale namacalną średnicę. Szczególnie zapamiętam wokale na Jadisie, które były tak doskonałe, że można było właściwie skupić się wyłącznie na takim repertuarze. Leonard Cohen, Eva Cassidy, Mercedes Sosa, Norah Jones, Marek Dyjak, czy moja ulubiona “Atramentowa” Celińskiej grały u mnie niemal codziennie.

Najbardziej spektakularne połączenie uzyskałem jednak z Haiku Sensei 300B – tutaj synergia była wprost niebywała. Brakowało wprawdzie tego mięcha, które dawał Jadis, czy Verdier, ale to też jest wzmacniacz o nieco innym przeznaczeniu.

W średnicy jak się okazuje też można doceniać różne rzeczy i każdy mam wrażenie ‘dobrą średnicę’ interpretuje nieco inaczej. Dla jednego będzie to masa, wypchnięcie, pełne i obecne wokale. Dla innego mnogość faktur, barw, odcieni, twarde kontury i duża swoboda. A dla jeszcze innego to będzie po prostu szczegół i poszatkowanie dźwięków, tak żeby wyłapać coś nowego.

Sensei z Tannoy dawał prezentację najbliżej tej drugiej. Ilość odcieni, barw bez przesadnie dużej masy, niezwykła mikrodynamika, kontur, delikatne ozłocenie góry, ale też niezwykła czytelność pozbawiona natarczywości.

Przy dobrze dobranym materiale ten set dawał takie doznania, że nic z tego co słyszałem przed tym i po tym się z tym nie równało. Pamiętam jak pojechałem z Sensei słuchać Klipsch Forte III do kolegi, które 2 lata wcześniej wydawały mi się objawieniem – było fantastycznie, ale w średnicy ze 2 klasy gorzej. Pamiętam Kensingtona z ów Sensei i z zestawem Moon za 40 000k – cały set sklepowy za blisko 100 000zł – wróciłem do domu i… poczułem wielka uglę. Słuchałem też w międzyczasie potężnych monoblokow Passa z dużymi kolumnami DIY na Accutonach – wrażenia podobne co w przypadku Kensingtonów.

Nie zrozumcie mnie źle – te wszystkie pozostałe były naprawdę bardzo dobrymi prezentacjami – obiektywnie z wieloma walorami i przewagami.

Nie zmienia to jednak faktu, że nie miały te sety takiego wyrafinowania, smaku, takiej lekkości, naturalności… nie miały tyle duszy co mój zestaw.

Nie potrafiły mnie nawet na chwilę wprowadzić w taki nastrój, jaki LGM dawał od pierwszych dźwięków. I wiem, ze nawet tygodnie słuchania by tego nie zmieniły.

Z drugiej strony muszę przyznać, że zestaw ten był mało uniwersalny – jazz, blues, wokale, ECMy, ACT, soft rock – słuchało się na nim fenomenalnie. Gorsze realizacje, cięższy rock, pop – tu brakowało zdecydowanie mięsa i energii, którą dawał np. Verdier, czy Luxman 5m21.

Tannoy LGM: Podsumowanie

Little Gold Monitory polecam posluchać każdemu… choć wiem, że nie każdemu do gustu przypadną. To bardzo specyficzne, wybredne jeśli chodzi o repertuar kolumny.

Muszą być zestawione bardzo dobrze, bo inaczej szybko męczą. Nie polecam miłośników głośniejszego słuchania – wówczas męczą bardzo szybko.

Dla mnie najlepiej grają z lampą, a najbardziej uniwersalnie ze wzmacniaczami typu PushPull o nieco pogrubionym brzmieniu. Warto również eksperymentowac z wysokością standów (wg mnie lepiej blizej ziemi).



Total
0
Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zapisz się do newslettera
otrzymuj powiadomienia o nowych wpisach